sobota, 9 marca 2013

Krótka rozprawa o kolorach w Średniowieczu cz.III


Małe podsumowanie tego, co dotychczas napisałem w kwestii kolorów.
Muszę przede wszystkim  zauważyć, że jestem kategorycznym przeciwnikiem szufladkowania kolorów i przypisywania im tego, który był drogi a który tani. Cena tkaniny zależała od wielu czynników. Jakość użytego surowca, sposób wykończenia, terytorium... W średniowieczu potrafiono oczywiście uzyskać całą gamę kolorów, co wiąże się z ich odcieniami, nasyceniem, a więc i kosztami gotowego wyrobu. W stolicy europejskiego włókiennictwa ,we Flandrii, farbiarze uzyskiwali aż 10 odcieni barwy czerwonej,6 tonów niebieskiej, 3 tony zielonej, przy tym dużą ilość barw mniej nasyconych, złamanych, o czym  informuje nas znana i lubiana M.Gutkowsa Rychlewska w swojej "Historii Ubiorów". Nawet barwa szara występuje w różnych odcieniach. Warto dodać, że zwykle nasycenie koloru idzie w parze z jakością wełny. A im lepsze sukno, tym lepsze zaprawy, więc i kolor mocniejszy, trwalszy i pełniejszy. Taki ałun dla przykładu był w Gdańsku używany do bardziej luksusowych wełen.  Co w związku z tym ? Ano to, że nie da się jednoznacznie określić, który kolor był tani, a który drogi. O tym można mówić dopiero po uwzględnieniu wszystkich czynników, które miały wpływ na cenę wyrobu. Pamiętajmy, że handlowano tkaniną, a nie barwą.
Taki sam stan rzeczy występuje na przykład jeśli wziąć pod uwagę kolor czarny. Jest to kolor, który przysporzył odtwórcom wiele kłopotów. Problem w tym, że używali go zarówno biedni jak i bogaci. Czarne sukno sprowadzane na zamówienie dworu Jogajły z Brabancji kosztowało 1,5 grzywny za łokieć(!). Jednak z pewnością nie była to czerń (i sukno) na jaką mogli sobie pozwolić zwykli rzemieślnicy. Używali oni raczej "czerni naturalnej", która po prawdzie mówiąc ma niewiele wspólnego ze współczesną anilinową ( nie mylić z amelinową :) !) czernią.
To co aktualnie widzimy w środowisku rekonstrukcji historycznej ( przynajmniej "okołogrunwaldszczyzny") w dość małym stopniu odzwierciedla stan źródeł. Przede wszystkim brakuje mi wełen niebarwionych w ogóle. W źródłach, nawet z tych bogatszych miast występują one nawet wśród mieszkańców średniozamożnych. Za dużo widzi się jaskrawych niebieskich, czerwieni oraz wszechobecnej czerni. Na ten ostatni kolor jestem szczególnie uczulony. Nie wiem czym kierują się ludzie kupujący czarne, smoliste wełny. Jeżeli inne odcienie czerni nie występują w sklepach i hurtowniach to może po prostu odpuśćmy sobie zakup takiej tkaniny? W końcu nie wszyscy odtwarzamy rycerzy, a nawet jeśli takowych odtwarzamy, to może zamiast kolejnego czarnego/granatowego ciuszka kupimy w końcu porządne buty, jakiś pas rycerski ? O koniu nie wspominam, bo to chyba tylko pobożne życzenia.
Oczywiście w obliczu dostępnych źródeł nie można również założyć, że barwienie było dostępne tylko dla bogatych i, że zwykli ludzie nie mogli sobie na to pozwolić. Osobiście uważam, że nawet chłopi w zależności od lokalnej ceny i dostępności odpowiednich surowców mogli sobie pozwolić na coś odświętnego, bardziej kolorowego. Nie będzie to tylko kolor granatowy uzyskiwany z indygo a raczej coś prostego, może bladego/przytłumionego/melanżowego i pochodzącego z lokalnie dostępnych surowców.
A poza tym farbujcie naturalnie.

P.S.
Podkradam zdjęcie (od Rity :) ) z pewnego szkockiego sklepu z ręcznie przędzioną i naturalnie barwioną wełną. Ładne rzeczy, warto zobaczyć :

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz