niedziela, 24 marca 2013

Laboratores

Przeglądając sobie ostatnio zdjęcia z paryskich muzeów trafiłem na trzy arcyciekawe płaskorzeźby. Na moje oko pochodzą z końcówki XIV lub początku XVw. Całość można obejrzeć w Musée de Cluny w Paryżu.
Dlaczego tak mi się spodobały?
Ano w świetny sposób pokazują przekrój społeczeństwa średniowiecznego, a zatem i różnice pomiędzy "klasą pracującą" a arystokracją.
Na początek bardzo bogaty pan z pasem rycerskim i ekstra wycinanką na rękawie oraz przemiła dama w równie niebiednej sukni :

Dalej mieszczanin. Pasa rycerskiego nie ma, ale również biedny nie jest.

A na koniec chłop/rzemieślnik. Jeden z tych, którzy stanowili najliczniejszą klasę społeczną, co oczywiście nie przeszkadzało artystom w pomijaniu ich na ikonografii i w kronikach (no chyba, że tak jak chłopi angielscy w 1381r. wzniecają bunt przeciwko "ciemiężycielom" - wtedy pamiętali ich bardzo dobrze :P).
Wydaje mi się, że my "rekonstruktorzy" też o nich zapominamy. Może czas to zmienić :) ?

środa, 20 marca 2013

Handbuchsen

Puszki na wszelakich okołogrunwaldowych inscenizacjach bitew czy też tzw. "turniejach rycerskich" są bardzo popularne. Nie ma się co oszukiwać - lubimy sobie postrzelać. Problem jest tylko jeden - w średniowieczu ręczna broń czarnoprochowa, w przeciwieństwie do stanu dzisiejszego, była używana rzadko. Można rzecz, że do pewnego czasu był to tak znikomy odsetek, że w żaden sposób nie tłumaczy to ilości dzisiejszych strzelców czarnoprochowych używanych w bitwach. M. Goliński pisze, że " broń palna to broń typowo miejska, wymagająca fachowców i stałych dostaw prochu oraz pocisków z wyspecjalizowanych warsztatów" [Osobiście dodałbym jeszcze do tego udział artylerii w oblężeniach, które również mogły być prowadzone statycznie.] Nie sposób nie zgodzić się z tym twierdzeniem. Do pewnego czasu, nie ma natomiast potwierdzenia na stosowanie na szeroką skalę ręcznej broni palnej w bitwach.
 Na początek trochę historii. Najstarsze znane mi przedstawieniem średniowiecznej artylerii pochodzi z manuskryptu autorstwa Walter'a de Millete , z początku XIVw. Zostało stworzone jako swoisty "podręcznik" dla młodego Edwarda III ( ot, taka edukacyjna ciekawostka...).
"De Officilis Regnum",1326r.
Pierwszy przekaz źródłowy zawierający wzmiankę o użyciu broni czarnoprochowej w Polsce to kronika Janka z Czarnkowa. Dotyczy ona oblężenia Pyzdr podczas wojny Grzymalitów z Nałęczami (1386-7). Tak pisze kronikarz:
"Zdarzyło się, przedtem nim miasto zostało oddane ziemianom, że pewien rzemieślnik Bartosza wyrzucił z powietrznej piszczeli [de aereo pixide] kamień do bramy miejskiej, który, przebiwszy dwa jej zamknięcia, uderzył w przyglądającemu się temu, a stojącego na ulicy miasta po drugiej stronie bramy, plebana z Biechowa..."
Osobiście skłaniam się do twierdzenia, że rzeczone "de aero pixide" to namiastka średniowiecznego działa, nie zaś piszczel rozumiana jako broń ręczna. Warto zauważyć jednak, że czymkolwiek to nie było zostało użyte podczas oblężenia - nie w walnej bitwie. Niejako potwierdza to tezę Golińskiego.
Przyjrzyjmy się zatem spisom uzbrojenia miejskiego na Śląsku z XIVw. i początku XVw.
Spis brzeski z roku 1368 nie wymienia uzbrojenia strzelczego w ogóle. W tej samej księdze znajduje się jednak inny spis - pochodzący najprawdopodobniej z roku 1375 - 45 kusz, broni palnej brak. Jawor, rok 1385 - 32 kusze, broni palnej 0 (Null). Wrocław, 1389r. - spis niestety nie wymienia uzbrojenia o charakterze strzelczym. Jest tylko jedna nota, z roku 1371, ze Strzelina, która wspomina o 5 działach ( tu wyraźnie "pixidis") i beczce prochu. Jednak fakt, że ten sam spis wymienia aż 25 napierśników płytowych i to, że pochodzi z XVIII wiecznego kopiarza pozwala najprawdopodobniej na włożenie datowania tego spisu między bajki.
Pierwszym źródłem, które wymienia broń czarnoprochową jest zestawienie z  Legnicy, rok 1404. Mówi o 68 kuszach, 1 łuku i 1 sztuce ręcznej broni palnej. Cóż za oszałamiająca ilość...!
Liczba ta wyraźnie zwiększa się jednak w ciągu XVw. Jak podają źródła jeden ze strażników miejskich w roku 1410, w Krakowie był uzbrojony w tytułową "handbuchse". Natomiast już spis z Krakowa z 1427r. mówi o 90szt. broni palnej i tylko dwóch kuszach. Dysponujemy również dwoma zestawieniami z Głogowa. Pierwsze, datowane na I poł. XVw. mówi o 13 działach i jest to : 6 puszek, 5 taraśnic, 2 wielkie puszki. Inne  zestawienie, z tego samego miasta, pochodzące gdzieś z połowy XVw. mówi już o 20 działach - 5 taraśnic, 8 hufnic, 4 wielkie puszki, 2 puszki bez ograniczenia wielkościowego i 1 mała puszka. Jako, że spisy dotyczą tylko połowy miasta to należy się spodziewać, że siła ogniowa całej aglomeracji mogła być jeszcze większa. Kolejny spis głogowski, tym razem z roku 1447 niestety nie uwzględnia żadnej broni zaczepnej. Ostatni zaś ( 1475r.) mówi o 14 puszkach, 18 wielkich puszkach, bliżej nieokreślonej liczbie "steynbuchszen" i 1 wielkiej hakownicy. Autor rzeczonej noty wspomina tylko o 13 kuszach. Najmłodsze z przedstawionych źródeł datowane jest na 1483r. I jest to perełka. Otóż Wrocław posiadał w tym czasie aż 107 dział i 742 egzemplarze broni ręcznej. Oczywiście należy brać poprawkę na to, że Wrocław biedny nie był, więc mógł sobie pozwolić na taką ilość artylerii.
A więc miasta faktycznie, stosunkowo szybko przezbrajały się, odchodząc powoli od kusz na rzecz broni palnej i artylerii. Jak wyglądało zatem użycie broni palnej na polach bitew ? Zupełnie odwrotnie.
Raz, że gdzieś do połowy XVw. bitwy miały charakter typowo "rycerski" A więc piechota, czy to zaciężna, czy sformowana naprędce z przypadkowych mieszkańców, nawet jeśli brała udział w bitwach, to nie miała za wiele do gadania. Dwa, nawet wśród strzelców dominowała kusza. Oczywiście niektórzy powiedzą, że nawet w naszej "ulubionej", średniowiecznej bitwie strona krzyżacka posiadała bliżej nieokreśloną liczbę dział. Faktycznie, w "Kronice konfliktu..." napisano : "A na samym początku tego deszczu, działa wrogów, bo wróg miał liczne działa, dwukrotnie dały salwę kamiennymi pociskami, ale nie mogły naszym sprawić tym ostrzałem żadnej szkody". Podobno na polach grunwaldzkich odkryto również jakieś resztki kul małego kalibru. Nawet zakładając, że faktycznie pochodziły z okresy bitwy pod Grunwaldem, to jednak porównując je z liczebnością wojsk krzyżackich lub wojsk Jagiełły otrzymany wynik najprawdopodobniej trzeba  byłoby zapisać w notacji wykładniczej ;P
Potwierdzają to również lustracje żołnierzy zaciężnych z drugiej połowy XVw. Jeszcze w 1471r. na 1782 zlustrowanych strzelców tylko 16, czyli około 0,9% posiadało hakownice lub piszczel. O małej popularności broni palnej wśród zaciężnych ( czyli de facto jedynego porządnego wojska) jeszcze dobitniej świadczą popisy z roku 1477. Wśród 259 strzelców nikt nie posiadał broni palnej. Dopiero kolejne popisy pochodzące z ostatniej(!) dekady XVw zmieniają ten stan rzeczy. Rok 1496 - średnio 29% strzelców w rotach posiadało takową broń. W roku 1497 już 54%. Kolejne lata przynoszą dalszy wzrost. W roku 1498 już dwóch, na trzech strzelców posiada broń palną, by ostatecznie w roku 1500 średnia ilość broni palnej wyniosła 83%.
Zatem tak naprawdę dopiero od lat 30. XVw, możemy mówić o stopniowym upowszechnianiu się artylerii, a w II poł. XVw. ręcznej broni palnej. Wcześniej ( nie licząc Husytów) broń czarnoprochowa była spotykana sporadycznie. Cóż więcej rzec...
Huk wystrzałów, dym - to jest takie medialne...

sobota, 9 marca 2013

Krótka rozprawa o kolorach w Średniowieczu cz.III


Małe podsumowanie tego, co dotychczas napisałem w kwestii kolorów.
Muszę przede wszystkim  zauważyć, że jestem kategorycznym przeciwnikiem szufladkowania kolorów i przypisywania im tego, który był drogi a który tani. Cena tkaniny zależała od wielu czynników. Jakość użytego surowca, sposób wykończenia, terytorium... W średniowieczu potrafiono oczywiście uzyskać całą gamę kolorów, co wiąże się z ich odcieniami, nasyceniem, a więc i kosztami gotowego wyrobu. W stolicy europejskiego włókiennictwa ,we Flandrii, farbiarze uzyskiwali aż 10 odcieni barwy czerwonej,6 tonów niebieskiej, 3 tony zielonej, przy tym dużą ilość barw mniej nasyconych, złamanych, o czym  informuje nas znana i lubiana M.Gutkowsa Rychlewska w swojej "Historii Ubiorów". Nawet barwa szara występuje w różnych odcieniach. Warto dodać, że zwykle nasycenie koloru idzie w parze z jakością wełny. A im lepsze sukno, tym lepsze zaprawy, więc i kolor mocniejszy, trwalszy i pełniejszy. Taki ałun dla przykładu był w Gdańsku używany do bardziej luksusowych wełen.  Co w związku z tym ? Ano to, że nie da się jednoznacznie określić, który kolor był tani, a który drogi. O tym można mówić dopiero po uwzględnieniu wszystkich czynników, które miały wpływ na cenę wyrobu. Pamiętajmy, że handlowano tkaniną, a nie barwą.
Taki sam stan rzeczy występuje na przykład jeśli wziąć pod uwagę kolor czarny. Jest to kolor, który przysporzył odtwórcom wiele kłopotów. Problem w tym, że używali go zarówno biedni jak i bogaci. Czarne sukno sprowadzane na zamówienie dworu Jogajły z Brabancji kosztowało 1,5 grzywny za łokieć(!). Jednak z pewnością nie była to czerń (i sukno) na jaką mogli sobie pozwolić zwykli rzemieślnicy. Używali oni raczej "czerni naturalnej", która po prawdzie mówiąc ma niewiele wspólnego ze współczesną anilinową ( nie mylić z amelinową :) !) czernią.
To co aktualnie widzimy w środowisku rekonstrukcji historycznej ( przynajmniej "okołogrunwaldszczyzny") w dość małym stopniu odzwierciedla stan źródeł. Przede wszystkim brakuje mi wełen niebarwionych w ogóle. W źródłach, nawet z tych bogatszych miast występują one nawet wśród mieszkańców średniozamożnych. Za dużo widzi się jaskrawych niebieskich, czerwieni oraz wszechobecnej czerni. Na ten ostatni kolor jestem szczególnie uczulony. Nie wiem czym kierują się ludzie kupujący czarne, smoliste wełny. Jeżeli inne odcienie czerni nie występują w sklepach i hurtowniach to może po prostu odpuśćmy sobie zakup takiej tkaniny? W końcu nie wszyscy odtwarzamy rycerzy, a nawet jeśli takowych odtwarzamy, to może zamiast kolejnego czarnego/granatowego ciuszka kupimy w końcu porządne buty, jakiś pas rycerski ? O koniu nie wspominam, bo to chyba tylko pobożne życzenia.
Oczywiście w obliczu dostępnych źródeł nie można również założyć, że barwienie było dostępne tylko dla bogatych i, że zwykli ludzie nie mogli sobie na to pozwolić. Osobiście uważam, że nawet chłopi w zależności od lokalnej ceny i dostępności odpowiednich surowców mogli sobie pozwolić na coś odświętnego, bardziej kolorowego. Nie będzie to tylko kolor granatowy uzyskiwany z indygo a raczej coś prostego, może bladego/przytłumionego/melanżowego i pochodzącego z lokalnie dostępnych surowców.
A poza tym farbujcie naturalnie.

P.S.
Podkradam zdjęcie (od Rity :) ) z pewnego szkockiego sklepu z ręcznie przędzioną i naturalnie barwioną wełną. Ładne rzeczy, warto zobaczyć :